Już od kilku tygodni wiedziałam , że może się to zdarzyć w każdej chwili
i skłamałabym , gdybym napisała , że nie chciałam by ten moment
nadszedł jak najszybciej . Nie chodziło tu wcale o nieprzespane noce z
powodu nie umiejętności ułożenia się z brzuchem wielkości piłki
lekarskiej , o rwący ból w plecach po zrobieniu kilku kroków , o wizyty w
toalecie co dwadzieścia parę minut , o ból żeber kiedy ona tam
urzędowała , ale o to , że nie mogłam się już doczekać by ją poznać ,
tak naprawdę . Niby znałyśmy się od 9 miesięcy . Czułam jej każdy ruch .
Wiedziałam kiedy śpi . Kiedy ma czkawkę . Widywałam ją na zdjęciach usg
. Ale nie mogłam zobaczyć naprawdę jak wygląda , jakie ma oczy , jaki kolor włosów , nie mogłam jej dotknąć . przytulić .
Dwudziesty drugi kwietnia . Taką datę wyliczył lekarz .
Cały
ten dzień czekałam , aż coś się stanie .. wskazówki zegara zdawały się
stać w miejscu . Nigdy aż tak czas mi się nie dłużył . Z minuty na
minutę , z godziny na godzinę czułam , że coraz bliżej do naszego
spotkania . Minął ten dzień .. .
23 kwietnia 2012 ... pamiętam ten dzień przez mgłę
.. zaspokajanie
wszystkich zachcianek pokarmowych ( czasem się zastanawiam , czy moich
czy jej : ) . Popołudniu D wrócił z pracy . Obiad , jakiś film .
Zerkałam od czasu do czasu na tą spakowaną torbę, która leżała na
przewijaku i czułam smutek . Bo tak bardzo chciałam mieć ją już tu . W
swoich ramionach . Położyliśmy się spać . I wtedy przyszedł ból ,
którego się nie spodziewałam . Rwący ból w dole brzucha , w dole pleców . Miałam przez chwilę
wrażenie , że umieram nie rodzę .. kilka telefonów , strach ,
ale jednocześnie radość , że coś się dzieje w końcu. Klnęłam pod nosem .
Dojechaliśmy do szpitala . Badanie . Lekarz powiedział , że to już .
Byłam tak szczęśliwa , że zapomniałam o tym , że boli . Chociaż jak
siedziałam na porodówce odczułam strach jak słyszałam jak za kurtyną
kobieta wyklina swojego nieobecnego przy niej małżona ' Ty Huju , Ty tu
powinieneś leżeć i Ciebie powinno tak napierdalać ' i kilka jeszcze
innych zdań padło .a później kilka sekund ciszy i piękny płacz , płacz
dziecka .. Przestraszyłam się , że będzie mnie tak bardzo bolało jak tą
kobietę, która przez łzy leciała ze swoim mężem .. I tak myślałam , że niby to
już bo 4 cm . skurcze co 15 minut . Ale ból taki , że można było go
znieść ..
Cieszyłam się, już
za niedługo miała być z Nami , będę mogła ją przytulić , pocałować .... trochę się
bałam , tego co mnie czeka.. ale moment, po oddziale chodził
anestezjolog .. wyłudziłam znieczulenie , nie było przeciwwskazań ,
jednak zamiast pomóc , skomplikowało sprawę . Akcja porodowa się
zatrzymała godzina 24 , skurcze ustały .. pozostało czekać .. oczywiście
nie zmrużyłam oka . Rano lekarz z kolejnej zmiany zadecydował o podaniu
kroplówki . Zaczęło się coś dziać . Ale to jeszcze nie to .. poskakałam
po piłce , pochodziłam . I się zaczęło ! Dawid był cały czas przy mnie ,
przy Nas znaczy .. 11.45 ból osiągał apogeum . Starałam się nie
krzyczeć . Trochę jęczałam . Na moje nie było tragedii ;). D. trzymał
rękę , ja jego sciskałam z całych sił . 12.15 ... najpiękniejsza chwila w
moim życiu . Człowiek , który 9 miesięcy mieszkał pod moim sercem leży
już na moich piersiach . Płakaliśmy wszyscy . Nie do opisania jest
szczęście , radość jaką wtedy czułam .. jedno jest pewne , mój świat
zmienił się o 180 stopni .. zmieniła się moja definicja szczęścia , moje
szczęście ma od tamtej pory na imię Livia . Wtedy miała 53cm długości i
ważyła 3.050 kg . Jak sobie to przypominam ściska mnie za serducho .
Tak od ponad dwóch i pół lat jest z Nami L. <3Pozdrawiamy ;)
.
A tu Liv w przedszkolu <3